niedziela, 27 czerwca 2010

PAPIEROWE PLANY

77 dni do maratonu we Wrocławiu.
15 dni do końca urlopu.
I niewiadomo ile dni do porodu.

Dziś minął 9-ty dzień po terminie. Lekarze mówią, że jak się nic nie wydarzy to moja żona zostanie już jutro w szpitalu. Będą obserwować jeszcze kilka dni i jak nadal nic się nie stanie, to zaczną wywoływać poród.
Trochę słabo.

Rano wychodzę biegać.

W prawej kieszeni trzymam telefon i co jakiś czas na niego zerkam. Wibracji mógłbym nie wyczuć, dzwonka nie usłyszeć. A może trzeba już te pędy wracać do domu... Nie, znowu nie trzeba. Szkoda, mógłbym osiągnąć rekordowy czas.

Biegnę mocno, biegnę szybko. Nie oszczędzam się - jakbym chciał pogonić czas. Jakbym mógł swoim tempem wpłynąć na przyspieszenie wszystkich innych procesów.
Akurat dobrze się składa, bo dzisiejszy trening zakłada nagłe przyspieszenia i gwałtowne zmiany tempa. W soboty biegam bowiem interwały, a to oznacza, że trzeba naprzemiennie biegać odcinki szybkie i wolniejsze.

5 minut zasuwania... 5 minut spokojnego tempa... znowu 5 minut zasuwania... i znowu odpoczynek przy mniejszej prędkości.

Kiedy biega się rekreacyjnie - dla zabawy, zrzucenia paru kilogramów lub dobrego samopczucia, to nie trzeba przejmować się specjalnie tempem, ilością pokonywanych kilometrów czy nawet czasem - biegnie się tak, jak organizm w danej chwili pozwala i jak fantazja nam podpowie.
Ale kiedy porywamy się na maraton, trzeba wdrożyć plan treningowy. To dość ważne, jeżeli nie chce się później zdychać w połowie trasy.

Maraton czyli 42,195 km to dystans poważnie obciążający ludzki organizm. Prowadzący każdego niedzielnego biegacza najkrótszą drogą wprost do granic wytrzymałości, do kresu kondycji, do miejsca, w którym wolna wola (by biec dalej) krzyżuje się z rozpaczliwymi sygnałami ciała (by się zatrzymać).

Wiele zależy od ogólnej kondycji i predyspozycji każdego człowieka, ale można bezpiecznie założyć, że każdą w miarę regularnie biegającą osobę, można w przeciągu dwóch-trzech miesięcy przygotować do startu w maratonie.

I wtedy koniec z radosnym joggingiem, zaczynają się treningi, mające na celu poprawę szybkości, wzmocnienie mięśni i przede wszystkim zbudowanie wytrzymałości pozwalającej nam później jakoś dobiec do mety maratonu.

Taki plan nie jest wcale skomplikowany.

Najczęściej składa się z kilku nieśpiesznych rozbiegań, jednego czy dwóch interwałów oraz jednego wolnego biegu na długim dystansie tygodniowo. Do tego dochodzą ćwiczenia rozciągające i siłowe.

Oczywiście szczegółowych koncepcji takich planów jest całe mnóstwo, ale nie w samym planie jest problem. O wiele trudniejsza - jak to zwykle bywa - jest jego konsekwentna realizacja.

Jak napisał kiedyś jakiś doktor:
"Maraton jest bardzo niezdrowy. Jednak nic tak wspaniale nie służy zdrowiu, jak przygotowania do niego."

Do poprzednich moich dwóch startów maratońskich przygotowywałem się według planów znalezionych w internecie. Posiłkowałem się też zaleceniami maratończyka Jerzego Skarżyńskiego, znanego obecnie się obecnie z publikowania świetnych poradników dla biegaczy (powyższy cytat został zaczerpnięty z jego książki).
Z konsekwencją było różnie, ze spójnością planu również. Ale maraton przeżyłem.

Teraz będę chciał go przeżyc jeszcze raz. I oczywiście przebiec szybciej niż poprzednie.

Aby tego dokonać i jednocześnie zmotywować się do regularnych treningów zaopatrzyłem się w najnowsze cudo techniki o nazwie Adidas miCoach.

To sprytne urządzenie mierzy i zapisuje puls, tempo, przebiegnięte kilometry i spalone kalorie. Co więcej połączone z internetem zmienia się w wirtualnego trenera - na podstawie oceny mojej kondycji przygotowuje plan biegowy i zalecenia treningowe. Podczas biegu jest podłączone do odtwarzacza mp3 i na bieżąco wydaje mi komendy dotyczące tempa i tętna. Natomiast po zakończeniu treningu i zgraniu danych do komputera - wyświetla moje wyniki, prezentuje statystki oraz zalecenia na dalsze dni.

No po prostu szok, jakie to zmyślne rzeczy się dzisiaj robi.

Zresztą zobaczcie sami: YOU TUBE: ADIDAS MICOACH

Nie mam pojęcia czy po urodzinach naszej córeczki uda mi się chociaż pobieżnie pilnować tego planu. Na pewno pierwsze dni z małą istotką pod jednym dachem skutecznie wybiją mi z głowy bieganie. Nowe obowiązki, duże emocje i nieregularny sen na pewno dadzą się we znaki. Oprócz tego do załatwienia będzie mnóstwo formalności - urząd stanu cywilnego, ZUS, przychodnia, becikowe, szczepienia...
Trzeba będzie stopniowo organizować czas na wszystko, układać rytm dnia od nowa.

Ale póki co zaklinam zegar biologiczny mojej żony i zasuwam zgodnie z planem.

Tylko ten cholerny telefon wciąż milczy...

1 komentarz:

  1. Najwięcej satysfakcji daje to, co robi się z przyjemności lub dla drugiej osoby. Taka czynność staje się celem, do którego się dąży, i dla którego człowiek gotów jest wiele poświęcić, by w końcu rozwinąć skrzydła.
    A jeśli do całości dodać super gadżety to w ogóle odlot :P
    Życzę powodzenia na maratonie.
    A i tak najszybciej pobiegłbyś do domu po usłyszeniu alarmu ;)

    OdpowiedzUsuń