środa, 2 lipca 2014

SUDECKA SETKA

Wbiegamy na stadion wczesnym świtem. Na środku ustawiona meta, przed nami biegacze unoszą ręce w geście zwycięstwa, po chwili otrzymują medale. Mój Garmin wskazuje, że za chwilę pokonamy królewski dystans - 42 km. Mijamy linię mety i przyglądamy się gratulującym sobie maratończykom. Patrzymy po sobie. Za nami jakieś 6 godzin nocnego biegu przez Sudety, podczas którego zaliczyliśmy już co najmniej trzy niemałe wzniesienia - "Mniszek", "Trójgarb" i najwyższy "Chełmiec". Aż chciałoby się zakończyć bieg i położyć na stadionowej murawie.

Tylko, że dla nas to nie koniec. To nawet nie połowa. Tym razem nie startujemy w maratonie, tylko w biegu ultra. W Sudeckiej Setce. I naszym celem jest ukończenie pełnego dystansu, pełnych 100 km. W tej chwili wydaje mi się jednak, że to jakieś szaleństwo.