czwartek, 10 kwietnia 2014

MARATON DLA DAWIDA

5 mBank Łódź Maraton 2008
Tak się zdarzyło, że reaktywacja mojego bloga wypadła tuż przed najważniejszym dla mnie startem tej wiosny.
A może to właśnie euforia z nim związana sprawiła, że ponownie siadłem do klawiatury. Tak czy owak, w najbliższą niedzielę 13 kwietnia pobiegnę w...
nie, nie w maratonie londyńskim i nie w stołecznym Orlen maratonie - ale w Łódź Maratonie Dbam o Zdrowie. :)


Dlaczego? Ano tak się składa, że niemal równo 6 lat temu 18 maja 2008 roku debiutowałem na dystansie maratońskim właśnie w moim rodzinnym mieście. W debiucie uzyskałem "wstrząsający" rezultat 4:11:46 i byłem dumny jak paw. Słusznie zresztą.

I nawet nie wiem kiedy upłynęło te 6 lat. W międzyczasie zaliczyłem starty maratońskie w Warszawie (dwa), Wrocławiu, Poznaniu, Trójmieście i we Frankfurcie (oraz jeden trailowy wzdłuż rzeki Świder), pierwszy raz w życiu wziąłem również udział w górskim biegu ultra (Chudy Wawrzyniec - 52 km). Gdzieś po drodze ożeniłem się i zostałem tatą (biegającym tatą!) najpierw Majki, a potem Emilki. Uruchomiłem bloga, potem go porzuciłem. Dołączyłem do pracowniczej (he, he można by rzec "korporacyjnej") grupy biegowej i dostałem wsparcie trenerskie (pozdrowienia Maćku!). Wiele rzeczy się zmieniło, ale bieganie na stałe weszło w mój dość ściśle zorganizowany grafik na życie. I stwierdziłem, że czas wrócić do korzeni i ponownie przebiec się znanymi na wylot ulicami Łodzi. Dobrze jest zrobić sobie takie nieco nostalgiczne, biegowe podsumowanie niezłego wycinka życia. Będę miał na to 42 kilometry.

Co nie oznacza, że nie będę napierał.  Poprzeczkę cały czas przesuwam nieco wyżej i tym razem będę walczył o złamanie bariery 3:30. Już w zeszłym roku było blisko i we Frankfurcie przebiegłem maraton w 3:32:17. Teraz postaram się urwać te dwie i pół minuty.

Jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz, o której chcę napisać. Organizatorzy łódzkiego maratonu mocno promują charytatywny aspekt biegania, zachęcając uczestników do łączenia biegania z ideą pomagania potrzebującym. Każdy startujący może wziąć udział w akcji "Biegam-Pomagam" i wesprzeć jednego z czterech parterów społecznych maratonu. Do mnie napisała pani Justyna z gdańskiej Fundacji Hospicyjnej i zaproponowała, żebym wystartował z nalepką promującą jedną z prowadzonych przez nich zbiórek na plecach. Chodzi o chłopca chorego na rdzeniowy zanik mięśni, któremu trzeba kupić specjalistyczny wózek, żeby mógł się przemieszczać. Oczywiście bez namysłu się zgodziłem.

Dzisiaj wszedłem na stronę zbiórki pieniędzy na Dawida (LINK), żeby wpłacić coś od siebie. I jak ponownie czytałem jego historię, coś się we mnie poruszyło. Przecież mogę zrobić więcej. Mogę chociażby spróbować zrobić więcej.

Nam maratończykom ciężko przychodzi pogodzić się z takimi bezlitosnymi zrządzeniami losu, żeby ktoś od dziecka nie mógł chodzić. Nam - ojcom, szczególnie ciężko przychodzi godzić się, że ktoś musi się z takim rodzicielskimi wyzwaniami zmagać samotnie. I dlatego postanowiłem - na szybko i na wariata - zorganizować błyskawiczną zbiórkę pieniędzy na małego Dawida.

www.siepomaga.pl/r/wozekdawida

Wiem, że może trochę za późno z tym startuję, wiem, że może z tego być totalna klapa, ale co tam - wierzę w ludzi, wierzę w kilkunastu (sic!) czytelników tego bloga i rzeszę znajomych na fejsie. Ja nie mam nic do stracenia, ale Dawid ma wiele do zyskania.

Dawid

Więc mam prośbę -  wejdźcie na powyższą stronę zbiórki, przeczytajcie o co chodzi i wpłacajcie - choćby po kilka złotych. Wyroki losu są okrutne i jeżeli zamkniemy się szczelnie tylko i wyłącznie w świecie własnych problemów i własnych potrzeb, to utracimy coś niezwykle ważnego. Czasem prostym gestem i kilkoma nic nie znaczącymi groszami, można ludziom w trudnej sytuacji dać coś znacznie cenniejszego niż pieniądze - poczucie wsparcia i solidarności. W naszym podzielonym kłótniami społeczeństwie często tego brakuje.

Z góry dziękuję tym, którzy zdecyduję się pomóc mi w tej akcji, trzymajcie za mnie kciuki w niedzielę!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz