wtorek, 3 maja 2011

TATA BIEGA Z MAJĄ!

Przyszła pora na pierwszy, mocno opóźniony, start w sezonie. Ale za to jaki start - wspólny!
Po raz pierwszy Maja wystartowała razem ze mną w specjalnym, przystosowanym do biegania, wózku!
Dostała swój numer startowy, zasiadła wygodnie, ruszyła w trasę i... zasnęła. :)

Wyjątkowo sprzyjały nam okoliczności. Nie zapowiadało, się żebym szybko zakupił wózek do biegania, gdyż takowe sporo kosztują (nowe ponad 1000 zł), a myśmy ostatnio kupili nosidełko i szykujemy się do wyjazdu wakacyjnego. Planowałem , że może pod koniec wakacji coś używanego uda się sprawić, ale na razie nie zaprzątałem sobie tym głowy. 

Tymczasem okazja sama zapukała do naszych drzwi.

Okazało się, że nasi zaprzyjaźnieni sąsiedzi - rodzice maleńkiego, półrocznego Rocha, dostali od swoich znajomych wózek do biegania w spadku po chłopcu, który już z niego wyrósł. Ponieważ raczej nie będą używać wózka do biegania, a jedynie do dalszych spacerów - zaproponowali, żebym wypróbował go z Mają i jeśli zda egzamin - używał kiedy zachcę. Prawda, że świetnych mamy sąsiadów?

Nie mogli odezwać się w lepszym momencie. Wielkimi krokami zbliżała się bowiem jedna z najfajniejszych corocznych imprez biegowych w jakich brałem udział - III Dycha Justynów-Janówka. Te dwie niewielkie miejscowości położone nieopodal Łodzi co roku na wiosnę organizują lokalny bieg po okolicznych lasach. Jest to kameralna impreza z piknikiem, zawodami dla dzieci, atrakcjami dla mieszkańców, z bardzo malowniczą, terenową trasą i wieloma nagrodami losowanymi pośród wszystkich uczestników. Wydarzenie jest w skali lokalnej ogromne, biegacze witani są bardzo ciepło, zaangażowane są wszystkie lokalne organizacje - od Ochotniczej Straży Pożarnej aż po Koło Gospodyń Wiejskich. :)  To wszystko składa się na bardzo ciepłą, kameralną atmosferę.

A ponieważ moja rodzona siostra jest mieszkańcem Janówki, szwagier zawsze angażuje się w organizację biegu, a siostrzenica jest jednym z oficjalnych fotografów imprezy - toteż byłem obecny na każdej z dotychczasowych edycji. Tej także nie mogłem odpuścić.

Tym razem jednak - skoro mogłem użyczyć wózka biegowego - postanowiłem wystartować razem z Mają.

Wystarczył jeden telefon do szwagra i Majce przyznano specjalny honorowy numer startowy. W sobotni poranek wsiedliśmy całą rodzinką w samochód i wyruszyliśmy z Warszawy w stronę Łodzi.

Trochę martwiłem się, jak Maja zniesie godzinny bieg - czy nie zrobi się marudna, albo głodna. Czy nie znudzi jej się monotonia biegu. Na wszelki wypadek zapakowałem do wózka jej ulubioną butelkę z sokiem, pieluchę na przebranie i grzechotkę do zabawy. Ubraliśmy ją ciepło - w lesie było dość wietrznie, a Maja miała - w przeciwieństwie do mnie - tkwić nieruchomo przez całą trasę. Trochę też obawiałem się jak wózek zachowa się na leśnych ścieżkach terenowej trasy oraz jak mnie się będzie biegło wprawiając w ruch nie tylko siebie, ale tez trójkołowy pojazd...

 
Było lepiej niż myślałem. Po starcie Maja z zainteresowaniem przyglądała się leśnej okolicy przez jakieś 10 minut. Później rytmiczne kołysanie wózka podskakującego na szutrowej drodze ukołysało ją do snu. Maja przespała całą trasę i obudziła się dopiero na mecie. Oczywiście ucieszyło mnie to, gdyż mogła odpocząć, nawdychać się świeżego powietrza, a ja nie musiałem się zatrzymywać. :)

Biegnięcie z wózkiem wymusza trochę inną technikę biegu. Nie da się swobodnie poruszać ramionami, ręce wciąż kontrolują trasę poruszania się trójkołowca. W dodatku terenowa trasa zmuszała mnie do omijania największych korzeni, wybojów, piaszczystych dołów i tego typu urozmaiceń, więc wysiłek włożony w prowadzenie pojazdu był całkiem spory. Ponadto organizatorzy zadbali o spory podbieg w okolicach 4 km trasy, na którym o mało nie wyplułem płuc pchając wózek biegiem pod górę. Ale z czasem było coraz lepiej. Na ostatnich kilometrach trasa zrobiła się dość równa, Maja sobie słodko spała, a ja przyzwyczaiłem się już na tyle do prowadzenia mojego pojazdu, że biegło się całkiem wybornie. 

Oczywiście na metę wpadłem pod koniec stawki, po godzinie i pięciu minutach. Ale za to owacje i satysfakcję  miałem podwójne! W końcu jeśli podzielić nasz czas na dwie osoby, to wychodzi naprawdę niezły wynik! ;)



2 komentarze:

  1. fajnie

    od dawna mysle o tym zeby wystartowac z ktoryms z mojej dwojki szkrabow w maratonie

    dwa lata temu trenowalem ze starszym w kompletnie niebiegowym wozku latajac z nim w te i nazad po kilkunastoprocentowym wzniesieniu na skarpie rzecznej doliny za domem

    teraz mam dwa wozki, ktore nie sa wprawdzie az tak biegowe jak ten dobrosasiedzki, ale duzo bardziej sie nadaja do sportowych wyczynow niz ten, z ktorym zaczynalem

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluję biegu a przede wszystkim pięknej córki! :)) Ja też myślałam o bieganiu z wózkiem ale raczej na myśleniu się skończy ;) Na szczęście instytucja Taty jest bardzo pomocna i daje mamie pobiegać :)) pozdrawiam i szybkich startów życzę!! :)

    OdpowiedzUsuń