środa, 6 października 2010

TATA WCIĄŻ BIEGA

Fot. W.Szota / maratonczyk.pl
Po maratonie zrobiłem sobie dwa tygodnie przerwy od biegania. Potem kilka razy wyszedłem potruchtać i... wziąłem udział w Biegnij Warszawo!
Co zabawne - bez większego napinania się i w całym tłumie biegaczy (ponoć wystartowało 9,5 tys. osób) uzyskałem swój najlepszy w historii wynik na dystansie 10 km!
Druga życiówka w tym roku... córeczko - dajesz moc! :)

I niech schowają się wszyscy, którzy przyszłych rodziców straszą pustelniczym życiem, porzuceniem pasji i brakiem czasu na wszystko.

Owszem nie jest lekko, czas jest reglamentowany, wyzwań mnóstwo, przeżycia intensywne i niejednokrotnie trzeba zrezygnować z dotychczasowych przyzwyczajeń, ale jeżeli coś jest dla nas ważne - wszystko jedno czy to bieganie, czytanie, szachy czy skoki spadochronowe -  da się to pogodzić z rodzicielstwem. Trzeba się uprzeć i... dogadać z żoną. ;)

Po powrocie z Wrocławia do naszą rodzinkę dopadła jakaś choroba. W przeciągu dwu dni wszyscy w domu kichali i pokasływali. Dla małej Mai to była pierwsza infekcja w życiu. Na szczęście niegroźna, ale i tak postawiła nas na baczność. Co ciekawe, pani doktor która przyjechała zbadać naszą córeczkę zaleciła... częste karmienia piersią (sic!). Po raz kolejny okazuje się, że mleko mamy jest panaceum na wszystkie dziecięce niedole.

Tymczasem Maja skończyła trzeci miesiąc życia. Jest już coraz bardziej komunikatywna. Nawet jej płacze podlegają już większej gradacji - kiedy jest zmęczona lub senna nie zanosi się od razu gwałtownym płaczem, jak jeszcze miesiąc temu, tylko zaczyna od westchnień i pojękiwań, z czasem dopiero przechodząc do głośnego zawodzenia i płaczu.
Kiedy natomiast jest najedzona i wyspana staje się bardzo pogodna. Uśmiecha się na nasz widok i uwielbia wszystko dotykać. Nieporadnie chwyta zabawki i oczywiście kieruje do buzi. Ale największy ubaw mamy, kiedy wydaje z siebie nietypowe dźwięki - od różnych pisków i postękiwań, do przedziwnie posklejanych głosek. To jedne z najjaśniejszych chwil w naszym codziennym rodzicielskim znoju. :)

Myślę, że chrzest bojowy jest już za nami, co wcale nie zmienia faktu, że wciąż się uczymy. Cały czas mamy kłopoty z usypianiem Majki, dają się nam we znaki jej przyzwyczajenia, do których zapewne sami nieumyślnie dopuściliśmy. Ale nie poddajemy się. Zwrotów przecież nie ma. ;)

Nie wolno też się poddawać zniechęceniu do biegania, jakie często ogarnia mnie po ukończeniu maratonu. Jego powodem nie jest wcale zmęczenie organizmu, ani nawet wspomnienie ciężkich chwil z ostatnich kilometrów (złe wspomnienia ulatniają się już kilka minut po wpadnięciu na metę), ale zwyczajne wybicie z rytmu. Przed maratonem biegacz narzuca sobie pewien mniejszy lub większy reżim treningowy, którego przestrzega budując formę na ten start. Po maratonie plan jest zakończony, a odpoczynek wskazany. Wydaje się, że jeszcze jeden dzień bez biegania nie zaszkodzi, a może nawet pomoże. Żaden plan nie trzyma w ryzach, a za oknem coraz chłodniej.

I wtedy trzeba koniecznie przerwać marazm i wyjść się rozruszać, a po powrocie natychmiast zapisać się na jakiś masowy bieg w okolicy. Na szczęście jesienią takich imprez jest całkiem sporo, więc nie powinno być problemu.

Dlatego też, jak tylko nieco odżyłem to zapisałem się na największy chyba bieg masowy w Polsce - Biegnij Warszawo. Zobaczyć 10 tysięcy jednolicie ubranych (w tym roku na zielono) osób biegnących warszawskimi ulicami i wywołujących w ciągu godziny gigantyczny korek w centrum - bezcenne!  :)

Postanowiłem sobie przy tej okazji zrobić mały sprawdzian - wystartować szybko i jak najdłużej utrzymywać mocne tempo. Wiadomo, że w takim tłumie ciężko się utrzymuje tempo, gdyż ciągle trzeba kogoś wymijać - przyspieszać i zwalniać, ale pomyślałem, że co tam - okaże się jak długo dam radę.

Okazało się, że dałem radę aż do mety. Co prawda na 9-tym kilometrze trochę mnie złapało zmęczenie, ale szczęśliwie akurat wtedy trasa prowadziła sporym zbiegiem w dół ulicy Myśliwieckiej i można było na finiszu jeszcze przyspieszyć. Dzięki temu na mecie okazało się, że było to moje najszybsze 10 km w życiu - 47 min i 20 sek. Zająłem 803 miejsce (na ponad 9 tys. startujących).

Dwa rekordy w jednym roku - i to wcale nie najłatwiejszym dla mnie - to budujące. Niby nic ważnego, a cieszy. Z formą na tym poziomie chętnie bym w góry ruszył. Może w przyszłym roku, w pierwsze urodziny Majki...?

4 komentarze:

  1. Gratulacje wyników! Dobrze, że znajdujesz czas na hobby. Ja też nie przestałem biegać po urodzeniu synka. Nie mam tylko czasu na wiele prostych przyjemności w rodzaju teatru czy kina :>
    BTW sportu i dziecka - jeżeli jesteście czasem w Łodzi - bardzo polecam Wam wizytę w Stacji Nowa Gdynia. Naprawdę fajne miejsce na wizytę z maleństwem. Cieplutki, płytki basen dla dzieci, drugi większy, także ciepły i jeden zwyczajny (o ile znajdziesz czas bo pluskanie z maluchem jest przyjemne i wciągające;). Sprawdziliśmy na własnej skórze, dzidziol był zachwycony, aż żałowaliśmy że dotarliśmy tam dopiero w 9 miesiącu (niestety, mały miał nadmierne napięcie mięśniowe i lekarz odradzał wcześniejsze wizyty). Do tego po basenie warto udać się na pyszną zupę do hotelowej restauracji ;)
    Pozdrawiam i życzę dużo satysfakcji z każdego następnego etapu rozwoju dziecka.
    J.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Jerry za namiar. Łódź oczywiście dość często odwiedzamy, pewnie uda się za którymś razem znaleźć czas na Stację NG. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kto doczyta do końca, ten się dowie ;)

    OdpowiedzUsuń