poniedziałek, 6 września 2010

OSTATNIE OSTRZENIE

28. Wrocław Maraton już za tydzień.

Nic nie powinno mi zakłócić dobrego samopoczucia na linii startu. W końcu plan zrealizowałem niemal perfekcyjnie - pomimo nawału nowych obowiązków, a córeczka jest zdrowa i daje nam mnóstwo radości i energii.
Wszystko, co mogłem zrobić - wykonałem. Zostaje tylko przebiec 42,195 km. Tego dobrego samopoczucia zapewne starczy na jakieś 30 km. Potem zacznie się walka.

Jednak w tej chwili mam co innego na głowie - szykujemy się do podróży. Pierwszej tak dalekiej podróży z Mają na pokładzie.

Wziąłem z pracy tydzień wolnego i już we wtorek pojedziemy do Wrocławia. Spędzimy miło kilka dni u babci małej Mai, może wybierzemy się wszyscy razem na rynek Starego Miasta...

Na pewno odbiorę pakiet startowy - to taka całkiem spora paczuszka, w której jest numer startowy każdego maratończyka, elektroniczny chip rejestrujący międzyczasy i końcowy wynik, koszulka upamiętniająca bieg i różne prezenty od sponsorów - od ulotek, po napoje. Może znajdę też trochę czasu, żeby zapoznać się bliżej z trasą maratonu.

Na razie najważniejsza jest operacja logistyczna pod tytułem "Wyprawa do Breslau".

Podróżowanie z niemowlakiem nie jest proste. Jedziemy na tydzień więc trochę bagażu się nazbiera. A nie wolno zapomnieć o całym mnóstwie drobiazgów, bez których życie małego człowieka staje się smutne i nieznośne - od aspiratora do nosa, po ulubione grzechotki. Do niewielkiego przecież samochodu musi wejść nasza trójka, bagaże i wózek z gondolą.

Jak już się uda wszystko to zmieścić, trzeba jeszcze dobrze rozplanować trasę. Najlepiej, żeby dzidziuś jak najwięcej podróży przespał. Kiedy bowiem niemowlak nie śpi - staje się głodny i marudny. A jeść może tylko na postojach, gdyż nie wolno go karmić podczas jazdy. W tej sytuacji trzeba brać pod uwagę liczne postoje i potencjalnie długi czas przejazdu.

Sprawa jest na szczęście trochę ułatwiona dzięki karmiącej piersią mamie - pod ręka jest zawsze gotowy do użycia, ciepły, smaczny i sterylny pokarm dla maleństwa. Nie trzeba się męczyć z butelkami, termosami i puszkami ze sztucznym mlekiem.

Chcemy wyruszyć bardzo wcześnie, tym bardziej że oboje już przywykliśmy do wczesnego wstawania. Może udałoby się wyjechać około 5:00 - 5:30 i przemknąć przez Warszawę zanim zostanie zatkana przez kierowców jadących do pracy na 7 i 8 rano.

Może uda się przejechać spory kawałek drogi zanim Maja się na serio obudzi. Gdyby tak nakarmić ją przed wyjazdem, to byłaby szansa na jej sen chociażby do 9:00 co dałoby nam jakieś 4 godziny jazdy. Trzeba tylko pamiętać, żeby co 2 godziny robić postój i wyjmować niemowlę z fotelika, gdyż przebywanie w nim przez dłuższy czas jest zdecydowanie niezdrowe.

Przynajmniej dowiemy się, jak Maja znosi dłuższe podróże. Do tej pory jeździliśmy tylko po mieście - najczęściej do lekarza lub pobliskiego sklepu. Było w miarę w porządku. Maja lubi szum silnika i chętnie przy nim zasypia, ale bardzo ją irytują chwile, gdy ten szum cichnie bo samochód zatrzymał się na światłach...

Za to kiedy już dojedziemy do Wrocławia, będę miał kilka dni na odpoczynek od pracy, na cieszenie się rodziną, magazynowanie węglowodanów w organizmie i ostatnie przebieżki przed startem.

Ten finalny tydzień przed maratonem to końcowa faza BPS - bezpośredniego przygotowania startowego. Maratończycy nazywają ten okres "ostrzeniem" lub z angielska "taperingim". Służy on ostatecznemu wyszlifowaniu formy i skoncentrowaniu się na starcie. Ten tydzień jest tak ważny, gdyż źle przepracowany może zniweczyć trud wielomiesięcznych przygotowań. A najgorsze jest to, że polega na... niebieganiu.

A przynajmniej na ograniczeniu dystansu, prędkości i intensywności ostatnich treningów. To czas magazynowania energii, zbierania sił, regeneracji i odpoczynku przed największym wysiłkiem.

I to jest zgoła straszne.
Właśnie wtedy, gdy jesteśmy pełni energii, gotowi do wyrwania z bloków startowych, podekscytowani zbliżającą się próbą, trzeba się pohamować! Właśnie wtedy, gdy chcielibyśmy jeszcze się sprawdzić, docisnąć sprintem swoje ciało, podnieść w ostatniej chwili swoje możliwości - nie wolno tego robić! W przeciwnym wypadku ryzykujemy słabą dyspozycją w dniu startu i załamaniem kondycji w połowie dystansu.

Te ostatnie dni uczą spokoju i opanowania. Ale akurat te cechy ojciec dwumiesięcznego niemowlęcia ma już nieźle wyszlifowane.


PS. Ponieważ tematem przewodnim tego tygodnia jest motywacja - załączam zupełnie nowe motywatory po prawej stronie.
Poniżej jeszcze jeden extra. :)


2 komentarze:

  1. Z niecierpliwością czekam na każdy nowy post. Raczej nie czytam blogów, gdyż w większości są nieciekawe, ale ten mnie bardzo wciągnął, pewnie dlatego że jestem nim żywo zainteresowany. Moja Zuzka urodziła się 6 lipca, tak więc czytając twoje "przygody" dowiaduję się, co mnie czeka w bardzo niedalekiej przyszłości. A wszystko sprawdza się w 100%!
    Naprawdę fajnie piszesz, wszystko jest dopracowane. Najlepszy to przykład, że nie ilośc lecz jakość się liczy.
    Zazdroszczę maratonu. Ja osobiście chciałbym biegać systematycznie, obecnie jedynie "pobieguję". Ale odkąd oglądam motywatory znacznie łatwiej mi wyjść. Może wreście wezmę udział w jakieś dyszce?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję h.
    Na taki komentarz czeka każdy autor bloga. Super, że ktoś lubi tu zaglądać i znajduje coś ciekawego. Zachęcam do startów, uczestnictwo w takich imprezavh to niezapomniane przeżycie i - ostrzegam! - wciąga. :) Jak już się zdecydujesz na jakąś dychę, daj znać, może spotkamy się na trasie i pogadamy o dzieciakach. ;)

    OdpowiedzUsuń