wtorek, 27 lipca 2010

NA POWSTAŃCZYM SZLAKU

Minął właśnie 4 tydzień od narodzin Mai. Prowadzić treningi przygotowujące mnie do maratonu jeszcze jakoś się udaje, ale na wpisy do tego bloga czasem już zwyczajnie brakuje czasu. No, ale nie poddajemy się. Ani Maja, ani ja.

Dziś udało się ją uśpić dopiero po długiej i męczącej walce.

Niekiedy naprawdę trudno odgadnąc o co jej chodzi kiedy płacze. Zazwyczaj jest po prostu głodna, czasem domaga się żeby ją ponosić, albo zmienić pieluchę. Ale zdarza się też, że z nadmiaru wrażeń nie może zasnąć. Wtedy jest strasznie marudna. Niby chce jeść, ale dostawiona do piersi odpycha się i głośno stęka, jej małe ciało napina się, paluszki zaciskają, a kwilenie zamienia się w coraz bardziej donośny płacz.

Czasem da się ten ocean zaniepokojenia opanować i ukoić, ale czasem najwytrwalsze wysiłki spełzają na niczym i zdają się skutkować jedynie coraz większym rozdrażnieniem.

To trochę jak joga - trzeba najpierw zajrzeć w głąb samego siebie i z dużą dozą samozaparcia uspokoić się samemu. Na przekór wrzaskom tej małej osoby znaleźć w sobie żelazny spokój, który jest jej tak potrzebny. I miarowo, szeptem przelewać go na tę małą istotkę, której każdy dzień życia przynosi ogrom emocji i niepokojów.

Tym razem mi się udało, choc z reguły to mama jest ostoją bezpieczeństwa.

Może dlatego, że wciąż jeszcze pulsowały mi we krwi endorfiny, które wyzwoliły się dzień wcześniej gdy wziąłem udział w XX Biegu Powstania Warszawskiego.

Tej soboty zamiast zaplanowanego treningu postanowiłem sprawdzić się w tzw. starcie kontrolnym. Mówi się tak o biegach ulicznych, które wypadają podczas okresu przygotowawczego i w których startuje się, by poznać swoje możliwości. Można wtedy przekonać się na własnej skórze, czy cały plan treningowy przynosi jakiekolwiek rezultaty. Oczywiście startuje się na krótszych dystansach niż maraton - miarodajne są zarówno starty na 10 km jak i na dystansie półmaratonu (21,097 km).

Wypadający w tym roku 24 lipca 10-kilometrowy nocny bieg upamiętniający Powstanie Warszawskie był świetną okazją, by zaliczyć taki właśnie kontrolny start.

Cel był jeden - przebiec 10 km w granicach 50 minut. Najlepszy swój wynik w tym roku na tym dystansie (53 min. 15 sek.) uzyskałem na początku maja podczas kameralnego biegu "II Dycha Justynów-Janówka".

Jeżeli trening z miCoachem odnosi skutek, to muszę pobiec szybciej.

Trzeba wiedzieć, że Bieg Powstania Warszawskiego ma niepowtarzalny charakter i niesamowitą atmosferę. Odbywa się po zmroku, co przy lipcowych temperaturach jest dla biegaczy zbawienne. Rejon startu / mety oświetlony jest zniczami, na trasie rozlokowane są historyczne grupy rekonstrukcyjne odtwarzające sceny z Powstania, w niektórych miejscach stoją głośniki, z których dobiegają odgłosy strzałów i spadających bomb, oraz komunikaty powstańczego radia. Nie trzeba dodawać, że biegnie się wzdłuż tych samych miejsc, które były areną warszawskiej gehenny.

A w środku tego wszystkiego 3 tysiące biegaczy. Doprawdy udział w takim biegu to niecodzienne przeżycie.

Nic więc dziwnego, że w tych okolicznościach zrealizowałem swój cel z nawiązką. Na metę dobiegłem dokładnie 48 minut i 56 sekund po przekroczeniu linii startu i zająłem 733 miejsce (sic!). Zbliżyłem się tym samym do mojej życiówki na 10 km wynoszącej 47'46''. Co ważniejsze biegło mi się lekko i żwawo. Pomimo dość szybkiego jak na mnie tempa udało się je utrzymać na całym dystansie.

Dawno nie wbiegałem na metę tak bardzo zadowolony, dawno nie odbierałem pamiątkowego medalu tak bardzo z siebie dumny. Jest postęp!

Jak widać tacierzyństwo mi służy. :)

No dobrze, kładę się spać bo zrobiło się już poźno, a Maja uwielbia robić nam pobudki o nieludzkich porach...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz