czwartek, 29 stycznia 2015

"BIEC ALBO UMRZEĆ" KILIANA JORNETA


Dzisiaj parę słów o książce Kiliana Jorneta "Biec albo umrzeć". Wydana jeszcze w 2013 roku, ponad rok musiała poczekać na swoją kolej. W końcu udało mi się znaleźć odpowiedni moment, żeby ją przeczytać. 
To nie jest zwykła biografia sportowca. Kilian Jornet jest wybitnym ultramartończykiem, skialpinistą i zdobywcą szczytów. Jednak nie znajdziecie w niej technicznych, treningowych czy taktycznych tajników żadnej z tych dyscyplin. Została bowiem napisana w formie intymnego dziennika, ujścia dla myśli kłębiących się w głowie biegacza podczas długich godzin spędzonych na trasie. 

Nie ma tutaj utartego w autobiografiach schematu - opisu dzieciństwa, pełnej wyrzeczeń drogi do doskonałości, pierwszych zwycięstw, załamania lub momentu zwrotnego i końcowego odrodzenia. Kilian od razu wrzuca czytelnika na trasę wyścigu i koncentruje się na swoich emocjach, przemyśleniach i wydarzeniach. Książka jest podzielona na rozdziały, które opisują różne wyzwania, których się podejmował do 2011 roku. 


Na okładce nie figuruje nazwisko żadnego autora, który pomagałby w pisaniu Jornetowi i wiele wskazuje na to, że faktycznie napisał ją sam lub z bardzo dyskretną pomocą ghost writera. A to oznacza, że Kilian ma tendencję do mistycyzmu i filozofowania. Przestaje to dziwić, kiedy zdajemy sobie sprawę z tego, że jest on góralem z krwi i kości (urodził się w Pirenejach) i właśnie w górach uprawia swoje mordercze konkurencje. Aktywność fizyczna jest całym jego życiem i przemyślenia Jorneta krążą wokół sensu biegania, sensu wspinaczki wysokogórskiej, miłości do natury, do rywalizacji i do nieustannego podnoszenia sobie poprzeczki. 

I to jest chyba najbardziej ujmujące w tej książce - autor nie kreuje się na superherosa, zachowuje daleko idącą skromność, za to bez opamiętania oddaje się filozoficznym konstatacjom odnośnie wysiłku na łonie natury. Jeżeli ktoś takiego gadania nie znosi, lepiej niech daruje sobie tę lekturę. Ale za to każdy miłośnik gór, każdy wielbiciel biegów długodystansowych, każdy poszukiwacz życia niebanalnego znajdzie w Kilianie bratnią duszę. 

Planowane przez Kiliana szczyty, Elbrus został przesunięty na 2015. 

Ja już czekam na kontynuację tej książki i liczę, że Kilian Jornet ją kiedyś napisze. Bo przecież najbardziej spektakularne sukcesy odniósł już po wydaniu tej książki. W 2013 roku zwyciężył we wszystkich dziewięciu ultramaratonach, w których wziął udział, w 2014 roku wywołał sensację, gdy wyjątkowo nie wygrał w ultramaratonu Transvulcania na Wyspach Kanaryjskich (był drugi) - w pozostałych sześciu już zwyciężył. Ponadto ustanowił nowe rekordy szybkości wejścia i zejścia na Mont Blanc (8:42 w 2012), Matterhorn (2:52 w 2013), McKinley (11:48 w 2014) i Aconcaguę (12:49 w 2014). W następnych latach chce zaatakować rekordy na Elbrusie i Evereście. W 2014 roku Towarzystwo National Geographic głosami czytelników przyznało mu tytuł "Adventurer of the Year".

Polecam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz