Później 4 dni w szpitalu - odwiedzam żonę i córeczkę codziennie od rana do późnego wieczora. Przynajmniej na noc jeżdżę do domu odespać, kiedy żona walczy z żarłocznością małego noworodka. Ale w domu spać nie mogę - na zmianę cieszę się, obawiam i tęsknię.
I kiedy trzeciego dnia po porodzie chodzę po domu bezsensownie w tę i z powrotem, postanawiam wyjść i zaczerpnąć powietrza. A skoro wychodzę - no to pobiegam.
Wiem, że to głupie, bo jest już późno (minęła 23), a ja powinienem wysypiać się póki jeszcze mogę, ale trudno - buty już na nogach, lecę pustymi, jaśniejącymi światłami lamp ulicami.
Tym razem bez założeń treningowych, sztywnego tempa, trasy - biegnę prosto przed siebie, żeby odreagować.
Po gorącym dniu, noc jest chłodna i przyjemna. Nie ma hałasujących samochodów, nie ma przechodniów, jest szeroka trasa rowerowa i migające z boku słupy latarnii.
I wystarcza ledwie kilka minut a czuję jak wszystko ze mnie schodzi. Cały stres długich 9 miesięcy ciąży i 11 nerwowych dni po terminie, wszystkie strachy i złe emocje jakie gnieździły się w ciemnych zakamarkach serca - odchodzą w niepamięć.
Moja córka jest już na świecie! Żyje! Wszystkie narządy ma tam gdzie trzeba, wszystkie czynności życiowe funkcjonują, stało się!
Jak lekko się biegnie!
Przyspieszam i pędzę wzdłuż nowych osiedli. Co za noc! To nic, że obawa o maleńką istotę już wkrótce na stałe tutaj zagości, to nic że przed nami trudne dni wzajemnego poznawania się, bezsenne noce, wyrzeczenia, rozterki i mnóstwo pracy. W tej chwili to nie jest ważne, w tej chwili czuję radość i siłę.
Mógłbym tak biec bez końca.
Dociera do mnie, że nic mnie już nie zatrzyma, że ze wszystkim sobie poradzę. Potrzebuję tylko zdrowia dla mojej rodziny. Nie ma poza tym nic, po co bym nie sięgnął, czego bym nie zrobił. Te krzyczące 55 centymetrów jest źródłem niezwykłej mocy, czuję jak ta moc pulsuje mi we krwi.
Nowy rozdział w moim życiu został właśnie otwarty. Już teraz wiem, że na starość będę wracał myślami do tych dni i wspominał je jako jedne z moich najlepszych. Właśnie zaczęło się pisać całkiem nowe życie. I ja mu pomogę się rozpędzić.
Mija północ kiedy dobiegam z powrotem do domu.
A już w piątek z duszą na ramieniu przewożę małą Maję i jej mamę ze szpitala do domu.
Kolejnych dwóch nocy już nie przespałem.
Trzeba było jednak spać zamiast biegać. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz