Za kilka dni zostanę tatą.
Pokoik dla mojej córeczki jest już przygotowany - stoi w nim łóżeczko, na nim czeka przewijak. Jest wielki regał, a w nim ubranka w przeróżnych kolorach. W łazience czeka wanienka, w kącie pokoju dumnie stoi wózek, obok fotelik do auta. Są pieluchy, kremy, nawilżone chusteczki, buteleczki, podgrzewacz i smoczek. Na półce dumnie widnieje zaświadczenie o ukończeniu szkoły rodzenia.
Teoretycznie jestem gotowy.
A jednak w środku, we mnie, coś się nieustannie z każdym dniem napina. Jakaś struna drga czasem mocniej niżbym tego chciał. Męczy trudny do nazwania niepokój - o przyszłość, o zdrowie, o odpowiedzialność o dom, o wszytko...
Zapinam się w sobie, bo jednak żona nie może nic poznać. Ona jest zestresowana jeszcze bardziej, a ja przecież mam być oparciem, a nie kłębkiem nerwów.
No więc daję radę - zapewniam, że wszystko będzie OK, że będę przy niej w każdej chwili, że jest bardzo dzielna i z pewnością sobie poradzi. Łagodnie się uśmiecham. Oczywiście wkurza ją to, "bo ona jest w stresie, a mnie się wydaje, że wszystko jest takie proste!" Nie daję się wybić z roli i powtarzam, że nie pozwolę by coś poszło nie tak. Staram się wyglądać przekonywująco...
Muszę odreagować.
Najlepiej poza domem, w ruchu, do wycieńczenia, do utraty tchu, aż puszczą te wszystkie emocje, lęki, nerwy i złość.
Wychodzę biegać.
Lubię bieganie, mam za sobą przebiegnięte dwa maratony - obydwa w 2008 r. Ale w zeszłym roku zaniedbałem regularne biegi. Na głowie był remont, przeprowadzka, ślub i końcu pierwsze, trudne miesiące ciąży mojej kochanej żony.
Teraz bieganie pomaga mi porządkować emocje.
Więc postanowienie!
Jeżeli córcia urodzi się cała i zdrowa to przebiegnę jesienią maraton!
Najlepiej ten we Wrocławiu 12 września. W dzień rocznicy Bitwy pod Maratonem od której zaczęła się maratońska legenda (ładna data 490 BC - 2010 AD).
Plan biegowy już rozpisany, treningi rozpoczęte.
Uruchamiam też tego bloga, żeby pomógł mi wytrwać w postanowieniu. Ale też żeby podzielić się radością. Radością taty i radością maratońską.
Trzymajcie za mnie kciuki!
Tak trzymaj, a dodatkowo dzięki za wskazanie kierunku... pozdrówka dla całej rodzinki :-))
OdpowiedzUsuń