Mogę zamledować, iż zgodnie z obietnicą, przebiegłem maraton we Wrocławiu. :)
Po dwuletniej przerwie wróciłem na trasę maratonu i zaznałem na niej tych samych przyjemności co zawsze - euforii, radości, siły, bólu, zmęczenia i ostatecznie szczęścia z ukończenia biegu.
Przez ponad 30 km zasuwałem na czas poniżej 4 godzin, ale zderzenie z maratońską "ścianą" na 34-tym km sprowadziło mnie na ziemię. I skończył się rześki bieg a zaczęła mozolna walka z wyczerpaniem i skurczami obu ud.
Linię mety przekroczyłem po 4 godzinach i 7 minutach. I choć na ostatnich kilometrach straciłem mnóstwo czasu, to udało się poprawić mój życiowy rekord. :)
Obszerna relacja z tego biegu już wkrótce!
Gratuluję sukcesu. Pozdrawiamy Was wszystkich, a córeczkę szczególnie.
OdpowiedzUsuńMariusz, Ania, Lena i Tomek (który dziś skończył pół roku).